sobota, 30 listopada 2013

I Zguba



Czerń. Zjawa. Na ogół kojarzy się ze złem i okrucieństwem, ale ja się jej nie bałam. Dążyłam do otchłani z rosnącym entuzjazmem. Duch uśmiechnął się przekornie, pogłaskał mnie po głowie i wyszeptał kilka słów. Nie były to wyznania, czułam w nich moc i nagły ból. Zabił. Utonęłam w jego objęciach, czując na mojej szyi jego ostatni oddech.

             *


Pogoniłam koszmar nagłym ocknięciem. Zerwałam się szybko z łóżka - nie mogłam już dłużej leżeć. Pragnęłam jak najszybciej stąd uciec. Wszystko było na swoim miejscu, ale pokój wydawał się dziwnie zimny. Spodziewałam się wszystkiego, nawet wizyty tej dziwnej duszy. Nawet nie wiem jak to nazwać. Przypominał mgłę.  W mojej głowie odezwał się cichy głos, prawie szept: Chodź. Wzdrygnęłam się. Nasłuchiwałam się dłuższą chwilę, bez żadnego skutku. Jedyny wydawany dźwięk w tym pokoju to bicie mojego serca.  To na pewno wspomnienie snu. Nie mam się, czego bać. Lecz to nie był pierwszy tak dziwny sen. Koszmary nawiedzały mnie, co noc, różniły się treścią, ale finał był zawsze taki sam- śmierć z ręki chłopca, którego tak bardzo kochałam. Bałam się wieczorów. Kiedyś próbowałam nie zasypiać, więc piłam napoje energetyczne, co miało pomóc mi odepchnąć od siebie ochotę położenia się w ciepłej piżamie. Wyglądałam jak upiór. Na sińce pod oczami nie pomagał żaden korektor a ziewanie było przypomnieniem pory odpoczynku. Tabletki też nie pomagały, więc się poddałam. Ignorowałam sny z dobrym rezultatem, po prostu się nad nimi nie zastanawiałam, aż do dzisiejszego razu. Było w nim coś niepokojącego. Czułam jego dotyk, a na nadgarstkach pojawiły się siniaki. Odcisk jego dłoni. Policzyłam do dziesięciu powtarzając przez przypadek cztery dwa razy. Ręce mi drżały Zeszłam do kuchni i nalałam sobie mleka czekoladowego by trochę zapełnić swój żołądek. Jak co rano zrobiłam sobie kawę z dużą ilością mleka. Kofeina była moim zabezpieczeniem. Kiedy spojrzałam na zegarek, przypomniałam sobie o szkole. Za trzydzieści minut nasza grupa miała zasiąść do swoich ławek i słuchać wykładów Pani Lii. Szybko pobiegłam na górę i zamiast piżam miałam na sobie dżinsy i granatową bluzę z napisem „Nie twoja liga”. Wyglądałam jak wybuchowa nastolatka w okresie dojrzewania- jak nie ja. W rzeczywistości byłam normalną, niewyróżniającą się z tłumu dziewczyną. Nie należałam do żadnej grupy. O alkoholu i używkach też nie było mowy. Dziwiła się tym Weronika- moja najlepsza przyjaciółka, na którą czekałam teraz przed domem marznąc. Nie była ona cicha i skryta. Huragan. Była jak huragan, wszystko na swojej drodze potrafiła wywrócić do góry nogami. Nie brak jej było sarkastycznych uwag i poczucia humoru. Nie ukrywam, cholernie jej tego zazdrościłam. Różniłyśmy się. W sumie nie miałyśmy żadnej wspólnej cechy. Ona była wysoką blondynką, chodź ja uważałam, że jej włosy są lekko rudawe, z idealnymi kształtami, siedemdziesiąt, dziewięćdziesiąt, siedemdziesiąt. Jej instagram był cały zawalonymi fotkami, a na Facebook nie było dnia bez wiadomości od przystojnego nieznajomego.   
Z zamyślenia obudził mnie głośny pisk opon. Poderwałam się ze schodka i zobaczyłam małego czerwonego forda.
- Kobieto, dłużej się nie dało? Gdybyś przyjechała pięć minut później byłaby ze mnie mrożonka! – Warknęłam wsiadają do wozu po stronie pasażera.
- Kurde ta twarz nie zrobi się sama. – Uśmiechnęła się do przedniego lusterka i wcisnęła pedał gazu. Faktycznie, musiała się napracować. Twarz miała lekko oprószoną pudrem brązującym. Na oczach namalowane dość widoczne kreski, a rzęsy wytuszowane. Sądząc po jej fryzurze ten czas też wykorzystała na wymodelowanie grzywki.  – Istna piękność. 
- Patrz. Postałabyś trochę na zimnie jak ja i miałabyś naturalne różowe policzki. Oszczędziłabyś trochę kasy, bo nie musiałabyś zużywać pudru za krocie. – Co prawda Weronika nie musiała oszczędzać. Jej tata budował stacje paliw w różnych zakątkach Europy, ale to mogę przemilczeć.
- Wyobraź sobie, że normalni ludzie nie mają tak doskonałej cery jak ty. Wiesz, co to wągry? – Przez chwile zastanawiałam się jak mam jej się odgryźć, ale nic nie wymyśliłam. 
- Dobra wygrałaś. – Prawda. Nie miałam nigdy problemów z trądzikiem. Byłam blada i mizerna. Nie umiałam się opalić i nigdy nie poczułam na swojej skórze oparzeń słonecznych. To naprawdę było dziwne. Ostatnio szukałam w naszych rodzinnych zdjęciach i drzewach genealogicznych czy nie mieliśmy jakiegoś Alpinojskiego przodka. To by wyjaśniało to wszystko. Każdy w mojej rodzinie po wakacjach i wylegiwaniu się na słońcu przypominali Mulatów. Ja natomiast bez zmian. Mama nawet wzięła mnie do miejscowego lekarza, ale ten powiedział, że taka moja uroda. Jeśli już mowa o lekarzach.. Nie chorowałam. Nawet nie wiem, co to jest gorączka. Jako dziecko moczyłam sobie włosy, a kiedy nikt nie patrzył wychodziłam na balkon. Mimo potwornego mrozu nic mi nie było. Zdrowa jak ryba.   
- Jaką masz pierwszą lekcję? – Odezwała się by mnie zagaić. Często tak robiła kiedy w aucie narastała cisza. Unikała jej jak mysz kota. Czasem zdawałam sobie sprawę że przeszkadza jej mój charakter. Cichy, spokojny, melancholijny. Ja po prostu kochałam cisze - Odprężała mnie. Jest jak sen. Czasem mi go zastępowała, gdy on dał mi w kość. Nagle poczułam uderzenie w ramie. Podskoczyłam na siedzeniu i spojrzałam na moją przyjaciółkę.
- Coś ty, zwariowałaś? Kicboksing czy jak? - Burknęłam
- OOO! Ocknęła się. Radujmy się wszyscy – wykrzyknęła szczęśliwym głosem. Oczywiście było to sarkastyczne.
- Przepraszam, źle spałam.
- To, co zwykle?
Tylko kiwnęłam głową.
Dzięki ogrzewaniu w aucie chłód powoli opuszczał moje ciało. Dowodem tego było mrowienie w dłoniach i na twarzy, które nie było dość przyjemne. Przyłożyłam policzek do szyby. Ogarnęło mnie uczucie błogości, zapragnęłam zamknąć oczy, lecz ryzyko wizji było zbyt ryzykowne. Nie chciałam go zobaczyć. Na samą myśl serce szybciej mi biło. To jedyna rzecz, która mnie aż tak przeraża, a najgorsze jest to, że nie da się od tego uciec. Czasem już mam dość. Podniosłam głowę. Samochód już nie jechał, lecz stał na parkingu obok dużego, szarego i obskurnego budynku liceum, a w okno po mojej stronie pukała Weronika. Zerwałam się i wysiadłam.
- Strasznie się guzdrasz. – Powiedziała zamykając auto. I wręczając mi kluczyki- Możesz odwieść się dzisiaj sama? Ja idę z „paczką” do kina.   – Uśmiechnęła się w moją stronę, ale gdy miałam jej odpowiedzieć, że przecież nie mam prawa jazdy już jej nie było. Jej „paczka”, chodź ja nazwałabym ich „stadem” liczyła w sumie dwanaście osób i ciągle ktoś nowy się obok nich kręcił. Chłopaki, którzy zajmowali się swoim wyglądem dłużej niż miała to w zwyczaju nie jedna kobieta, wydawali całe swoje oszczędności na markowe ubranie by poderwać dziewczynę a po tygodniu rzucić ją dla innej. Weronika czuła się w ich towarzystwie bardzo, bardzo dobrze i ani razu nie przyszło jej zaprosić mnie na jedną z ich zsiadek. Wiem, że nie czułabym się tam najlepiej, ale sama taka propozycja byłaby miła.
      Westchnęłam zrezygnowana i powlekłam się w stronę sali. Miałam zajęcia z polskiego z panią Lii, na której omawialiśmy Antygonę. Czytałam ją już wcześniej, więc trochę się nudziłam, lecz z drugiej strony nie miałam problemów z przyswojeniem treści tekstu. Do dzwonka zostało kilka minut. Weszłam do klasy i wypakowałam swoje rzeczy na ławkę. W sali zrobił się już spory tłum. Grupka dziewczyn umawiała się na wyjazd na zakupy, a chłopcy rozmawiali o premierze jakiejś gry komputerowej, o której nigdy dotąd nie słyszałam. Najbardziej wkurzała mnie ta właśnie chwila przed lekcją. Siedzę jak trusia i nawet nie mam, do kogo gęby otworzyć. W podstawówce razem z koleżankami nie umiałyśmy się doczekać wyjścia z sali, porzucenia tornistrów i skakania w gumę na korytarzu szkolnym. Wtedy ludzie przede mną nie uciekali. Nie chciałam przywoływać wspomnień, wolę mieć pustkę w głowie. Lubię porządek. -  Rozejrzałam się po sali i zamarłam. Ciemne oczy. Tętno mi przyśpieszyło a z twarzy odpłynęła cała krew. To on. Podążał w moją stronę nie spuszczając ze mnie wzroku.   Nerwy we mnie wzrastały, a on tak po prostu usiadł w mojej ławce. Chwyciłam za ołówek i prawie się zamachnęłam, lecz coś mnie powstrzymało. Głupia idiotko. Co by sobie o tobie pomyślał? Nie baw się w gangstera. On ci nic nie zrobi. Nagle całe zło odpłynęło. Jakby nigdy nie istniało. Zrobiło mi się ciepło i przyjemnie. Tętno się unormowało i mogłam normalnie funkcjonować.  Zerknęłam na niego mimowolnie. Bawił się długopisem i coś bazgrał w zeszycie.  Nagle uśmiechnął się jakby do siebie i znów zaczął coś rysować.  Podparłam ręką głowę i wpatrywałam się w niego jak w obraz.  Miał niewielki zarost i rozczochrane włosy, nie, dlatego że rano się nie poczesał, robił to na pewno po prostu tak mu było ładnie. Nie wyglądał w każdym bądź razie jakby dopiero wstał z łóżka. Ubrany był w obcisłą czarną bluzkę, przez którą z łatwością widać było jego umięśnienie. Przestań się gapić podpowiadał mi cichy głos w głowie. Natychmiast tak zrobiłam i przestałam pragnąć jego widoku. Ktoś dzióbną mnie w kolano. Wyprostowałam się jak struna i rozejrzałam po sali.  Nawet nie zauważyłam, kiedy nauczycielka zaczęła sprawdzać obecność. Wszystkie oczy skierowane były w moją stronę.
- Diana, słyszysz mnie? Dobrze się czujesz?
- Taak. Po prostu się zamyśliłam. Przepraszam. – Wydukałam i usłyszałam jego stłumiony chichot. Obróciłam się posyłając mu strogie spojrzenie. Znów miałam ochotę coś mu zrobić. Bałam się go, jak nikogo innego. Ciekawe, co widziałam w nim minutę temu. To chyba przez to zmęczenie. A przynajmniej sobie tak wmawiałam. Pani Lii oderwała się od dziennika i zaczęła pisać na tablicy temat dzisiejszej lekcji.
- Omówimy dziś postać Kreona. Proszę, przypomnijcie mi, jaką rolę odgrywa w naszym dramacie? – Obróciła się przodem do klasy, tak by wybrać jakiegoś nieszczęśnika. -  Może Tom?
- Jest zadufanym w sobie królem, dla którego najważniejsze jest prawo. Ma gdzieś uczucia innych, co doprowadza do katastrofy. – Odpowiedział bez zastanowienia.
Czyli mój przyszły zabójca ma na imię Tom.
- Dobrze. Masz racje. Ale nie zapominajmy, że nie miał on zbytnio wyboru. Jeśli nagiąłby prawo, lud oskarżyłby go o nieuczciwe zachowanie i zostałby wygnany.
Lekcja dłużyła się niemiłosiernie, a mój słuch wyłączył się już po pięciu minutach. Nie mam siły przejmować się tym teraz. Moim największym zmartwieniem był ten potwór. Chciałam uciec z sali i nigdy nie spotkać tego faceta. Albo lepiej, zadźgać go długopisem. Na pewno odegrałby się na mnie tysiąc razy gorzej, ale zawsze warto pomarzyć. Na pewno było by tak jak w moich snach… Musiałam coś zrobić. Jakoś działać. Pierwszym krokiem będzie wizyta u psychiatry. Tak najlepiej sobie to tłumaczyć. Może to po prostu był przypadek? Chłopak miał pecha, przypominał tego potwora i tyle. Na pewno nim nie jest. A teraz zacznij oddychać. Z zegara łatwo było odczytać, że za minutę skończy się lekcja. Próbowałam spakować zeszyty do torby, ale utrudniały mi to moje ręce, które trzęsły się jak galaretka. Kiedy już mi się udało, wymarzony dźwięk dobiegł do mych uszu. Wstałam z miejsca i uciekłam ile sił w nogach. Odjadę stąd. Gwizdnę auto Weroniki i już nigdy go nie zobaczę. Poczekaj na niego- odezwał się głos w mojej głowie, ale tym razem nie należał on do mnie. Był obcy. Miał moją barwę głosu, ale przecież wcale nie miałam na to ochoty więc czemu miałabym to robić? Nawet nie wpadł mi do głowy tak durny pomysł!
- Chszań się. – syknęłam i pobiegłam jak najdalej od niego.  
                                                                    *
W domu już się uspokoiłam. Zadzwoniłam do mamy z prośbą o odebranie mnie ze szkoły, oczywiście musiałam jej wcisnąć jakąś bajeczkę o bolącym brzuchu. Z gorącą kawą w ręce poszłam do swojego pokoju i usiadłam na parapecie wpatrując się w widoki za oknem. Mieszkamy daleko od centrum miasta, więc gór nie przysłaniają bloki czy hipermarkety. Próbowałam wszystko poukładać sobie w głowie i uzasadnić całą tą chorą sytuację. Było to dość trudne, a nie umożliwiało mi to moje zdenerwowanie. Jeśli te sny to jakaś przepowiednia? Znak że mam trzymać się od niego z daleka? Tylko jak mam go unikać, kiedy chodzi ze mną do klasy? Nasza  szkoła jest dość mała i liczy czterysta czterdzieści dziewięć uczniów, razem z nim czterysta pięćdziesiąt. Nie ma bata żebym się na niego nie natknęła na korytarzu i zmiana grupy nic mi nie da. W drodze ze szkoły myślałam też o zmianie liceum, tylko jak miałam do tego pomysłu przekonać mamę? Mogłabym jej o tym powiedzieć jeśli tak bardzo chciałam trafić do pokoju bez klamek. Była to sytuacja bez wyjścia. Nie miałam wyboru. Muszę się zmierzyć z czarnymi oczami.            
    By zabić czas, zabrałam się za prace domową. Miałam nadzieje że namówię mamę żeby przetrzymała mnie jeszcze kilka dni w domu, ale mimo to nie lubiłam mieć zaległości w nauce. Kiedy skończyłam pisać reakcję bromu z węglem, wyciągnęłam zeszyt z polskiego i znów mnie zmroziło. Wyglądał jak mój- czarny zeszyt w twardej oprawie. Wszystko się zgadzało oprócz podpisu. Zamiast mojego nazwiska widniało krótkie trzyliterowe imię. Odskoczyłam od zeszytu jak oparzona. Nie, nie, nie. Pewnie przez przypadek spakowałam go kiedy wychodziłam z sali. Czemu byłam tak mało spostrzegawcza? Na każdym kursie samoobrony powiedzą ci że przy kontakcie z bandytą który szuka najlepszego momentu by zaatakować najważniejsza jest spostrzegawczość. Stałam tak chwilę, aż wróciłam do biurka. Miałam wrażenie że się na mnie rzuci. Wszystko należące do tego chłopaka, nawet myśli o nim były niebezpieczne. Wzięłam się na odwagę i przekartkowałam zeszyt. Miałam nadzieje że to wyobraźnia płata mi figle. Może po prostu za bardzo przeżywałam tą sytuację? Szukałam mojego stylu pisma, lecz nic nie przypominało moich bazgrołów. Tematy lekcji były starannie napisane, lekcje ponumerowane, a notatki spójne. Żadnego błędu ortograficznego.  Miał piękny charakter pisma, jak malarz podpisujący się pod swoim obrazem. Kiedy przewinęłam następną kartkę, poczułam pieczenie na opuszkach palców, jakbym maczała je w kwasie. Syknęłam i rzuciłam zeszyt w kąt pokoju. Co to było do jasnej cholery? Spojrzałam na moje rany. Czerwone plamy powiększały się z sekundę na sekundę. Przerażona pobiegłam do łazienki, by schłodzić ranę. W sumie nie wiedziałam co robić, nigdy wcześniej się nie oparzyłam. Czasem zdarzało się to mamie przy gotowaniu, a wtedy szybko moczyła oparzenie. Zimna woda przyniosła ulgę, ale nie pomogła obniżyć tętna. Nogi miałam jak z waty i siła przyciągania ziemskiego wygrała ze mną- upadłam na zimne kafelki. Próbowałam wstać lecz bez skutku. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Wydawało mi się że gdyby moje ciało mogło mnie przekląć zrobiłoby to właśnie teraz. Oczy same się zamknęły- nie mogłam nic z tym zrobić, porwał mnie sen.




                                                                         *




Szum w uszach i cichy dźwięk muzyki zagłuszały mój umysł, a lekki powiew wiatru spowodowany otwartym oknem auta rozwiewał  moje kasztanowe włosy (za chwile będę miała siano na głowie).   Jak co dzień Weronika podwiozła mnie do szkoły. Dzisiaj miałam bardzo dobry humor. Super spałam- zero koszmaru. Oby tak dalej. Z chęcią wstałam dziś do szkoły. Po wczorajszej nieobecności musiałam załatwić sobie notatki z tych lekcji z których zwiałam. – nie wiedziałam czemu tak głupio postąpiłam. Przecież „nowy” w szkole to żadna tragedia. Nie powinnam się nim tak przejmować. Przecież wcale go nie znam.                                                                 
   Poszłam do sali polonistycznej i zajęłam to samo miejsce co zawsze – trzeci rząd przy oknie. Wypakowałam rzeczy i niesforny zeszyt mojego sąsiada. Zegar pokazywał że do dzwonka pozostało aż pięć minut. W sumie krótko ale w samotności czas mijał bardzo wolno. Wyciągnęłam z mojej torby jakąś kartkę i zaczęłam obrysowywać kratki w różnych dziwacznych ułożeniach. Za jednym razem wyszedł mi krzyż, a za drugim jakiś krzywy kwiatek.  Nigdy nie byłam uzdolnioną malarką. Gdy próbowałam narysować coś na zajęcia artystyczne, zazwyczaj kilka ołówków doznawało zbrodni - albo obgryzione, albo połamane. A efekt zawsze był taki sam. Zabawa w zgaduj zgadule. Czy to jabłko, czy okno jakiegoś jednorodzinnego domu?
-hej.
Usiadł obok mnie jak na kolegę z ławki przystało. Wyłożył się wygodnie na krześle, a nogi położył na stół. Mrugną do mnie. Chyba oczekiwał odpowiedzi.
- Cześć. Czy czasem nie przybrałeś mojego zeszytu? – założyłam że postawienie sprawy jasno będzie najlepszym pomysłem.
- Nie. Ja tylko zmuszony byłem zabrać go, ponieważ ty buchnęłaś mój. Nie lubię odchodzić z pustymi rękami. – Odparł uśmiechając się z wyższością. 
- Dawaj co moje. - Warknęłam.
Miałam ochotę go opluć                                                                                                                               Powoli wyciągną zeszyt, ze swojego zniszczonego plecaka i rzucił go na ławkę.
- Musisz mi to wynagrodzić. Przez ciebie nie mogłem odrobić pracy domowej. -  wychylił się do tyłu krzyżując ręce za głową.
- Pracy domowej? No błagam.- Spojrzałam na niego spode łba.  - Nie wyglądasz mi na kogoś kto odrabia je regularnie.
Przez chwilę patrzył na mnie w milczeniu. Miałam nadzieje że to już koniec naszej dziwnej rozmowy. Nadzieja matką głupich.
- Właśnie, i tu mnie masz. Mój mózg wymaga pomocy innego mózgu, a ten pomocnik siedzi koło mnie. – Odparł po chwili namysłu. 
- Em, nie rozumiem. - Zaczęłam udawać głupią. Błagam, chyba nie jest aż tak głupi by myśleć, że w jakiś sposób mu pomogę.    
- Sądzę że wiesz o co mi chodzi. Nauka.
Wpatrywałam się w niego tępo.
- Korepetycje ? – podpowiedział.
- Chyba sobie kpisz. – wycedziłam.
Chwycił maję krzesło pod siedzeniem i przyciągną mnie do siebie. Ujął mnie pod brodę. Jego dłoń głaskała moją skórę, lekko i przyjemnie. Inna dziewczyna zemdlała by z wrażenia. Ja w pierwszej chwili też bym tak zareagowała, lecz teraz chciałam znaleźć się jak najdalej niego.
- Spójrz na moją twarz. Widzisz, jestem śmiertelnie poważny. – Szepn.ą 
Nie wiedziałam jak zareagować na tą sytuację. Ochszanić go i zbesztać go z błotem czy grać rozbawioną? Wybrałam to drugie.
- Dobra. Pomogę ci, ale daruj sobie te cyrki. – Zaśmiałam się i pokręciłam głową z niedowierzania. Chciałam wyglądać na rozbawioną. Chyba się udało.
 Lekcja skoczyła się w miarę szybko. Oczywiście nie odbyło się bez żadnej afery. Jeden chłopak- miał na imię Kamil. To był rodzaj tego zbuntowanego. Przedstawił swoje zdanie na temat wuja głównej bohaterki dramatu. Pani Li chyba nigdy nie słyszała tyle przekleństw, ale dla niej samo słowo „dupa” było grzechem. Gdy skończyła się lekcja umówiłam się z Tomem na popołudnie w bibliotece. Nalegał, że przyjedzie po mnie do domu, a stamtąd pojedziemy do niego. Nie był to głupi pomysł. Na początku nawet się zgodziłam, ale znów usłyszałam ten głos w głowie – Instynkt samoobronny.  
Spokojnie powędrowałam do sali 29. Odbywał się tam angielski – czarna magia. Chemia, którą lubiłam i nie sprawiała mi trudności oraz Biologia, która też była łatwa. Wystarczyło nauczyć się dobrych definicji i wiedziałeś wszystko. Na te dwie ostatnie lekcje chodziłam z klasą zawansowaną – planowałam wybrać się na dietetykę. Więc towarzystwo Toma nie było mi dane.
Na angielskim panowała zasada „Ani jednego słowa po polsku” Czytaj: I co z tego, że nic nie rozumiesz? Masz to umieć i już. Na szczęście nic ode mnie nie chciano. Mogłam siedzieć cichutko jak myszka. Gdy robiliśmy jakieś zadania, zaglądałam do Ani która siedziała obok mnie i pisała duże litery, dzięki temu nie miałam problemu z rozczytaniem się. Oczywiście nie miała bladego pojęcia o moich czynach, bo wtedy by jakoś ten podręcznik zasłoniła – Była słynna ze swojej chytrości.  Chemia minęła szybko i bez żadnych komplikacji. Nasz nauczyciel był szkolnych komikiem. Całą lekcje zmarnował na płytkich żartach o blondynkach. No, ale czego się spodziewać po człowieku z buszem na głowie? Uczył nas też biologii, ale niczego oczywiście nas nie nauczył. No, bo, od czego mieliśmy podręczniki? Możemy, ba musimy poczytać je w domu i spodziewać się kartkówki z nieprzerobionego materiału. Na szczęście na razie dawałam sobie rade.  Przyszedł czas na WF- najmniej lubiana lekcja przez dziewczyny, które narzekały na zmęczenie i paskudny smród potu. W szatni nie było ani odrobiny powietrza. W całym pomieszczeniu unosił się zapach antyperspirantu, który uniemożliwiał zaczerpnięcia większej ilości powietrza. Ja natomiast uwielbiałam ten przedmiot – Przy bieganiu nie dostaje zadyszki, nie pocę się i zawsze trafiam piłką do kosza. Jestem szybsza od nie jednego chłopaka, co trochę ich wkurza. No, bo jak tu zareagować, kiedy krucha, drobna laska zwycięża z tobą w biegach długodystansowych? Oskarż ją o większą ilość testosteronu. Na WF-ie zaczęliśmy grać w tenisa stołowego. Wygrałam 10 do 23 z Adamem – naszym klasowym Biberem. Oczywiście posłał mi strogie, złośliwe i najgorsze, na jakie było go stać spojrzenie, a ja odwzajemniłam go tym samym. Kiedyś bym się przejmowała, ale teraz, gdy każdy tak na mnie patrzy, jaki jest tego sens? Koniec zajęć zbliżał się wielkimi krokami, a mi pozostało tylko denerwować się spotkaniem z Tomem.
Uważaj.. 




Od Autorki : 
 Pewnego dnia wpadłam na pomysł. Moje książki się skończyły i przez dłuższy czas nie umiałam znaleźć jakiejś super książki która mnie powali. Z dnia na dzień miejsca na półkach brakowało, a ja dalej nie mogłam powiedzieć " Wow". Po przeczytaniu '' szeptem '' ( tak. Kocham Patcha ) '' Darów Anioła ( taak. Tutaj mam swojego Jece'a ) i oczywiście znanym wszystkim wampir w srebrnym volvo, nie znalazłam również innej tak świetnej książki. Pewnej nocy przyśniła mi się dziewczyna która spotyka pewnego chłopaka. Pojawia się w momencie ataku dupka który dziewczynę wcześniej rozkochuje. Kiedy Diana ( bo tak ma na imie ta dziewczyna ) nazywa go swoim Aniołem Stróżem, nie wie że on naprawdę nim jest! Może nie ma skrzydeł i nie gra na harfie, ale pochodzi od Anioła, tak samo jak ona. Poczułam potrzebę napisania tego. Miałam już kilka rozdziałów, tylko co dalej? Nikt mi tego przecież nie wyda, a strasznie chciałam by ktoś to moje "dzieło" przeczytał. Jeśli nie w papierze to na komputerze - pomyślałam.Co prawda, z ortografią u mnie na bakier, a w szkole za wypracowania dostaje co najwyżej dobry, ale przecież mogę spróbować. Po wielu ''ale'' założyłam blogera. Nie cieszy się zbytnią popularnością, ale jeśli już tu jesteś dodaj komentarz, powiedz znajomym, porozsyłaj linki. Odwdzięczę się nowym rozdziałem. Chcesz poznać mroczną tajemnice Toma?   


               

1 komentarz:

  1. Boże,świetne *U* Będę tu często wracać !
    Bardzo intryguje mnie Tom i Diana. Opowiadasz potocznym językiem o czymś niezwykłym,co mi się bardzo podoba. Naprawdę świetnie sobie radzisz "z piórem" jeśli mogę użyć tego w tym przypadku ;)
    Pisz dalej, a ja zabieram się za drugi rozdział *,*

    OdpowiedzUsuń

Czekam na twoją opinie :)